Kolor: Ciemno-złoty, klarowne
Piana: Biała, niska, bardzo nietrwała, po przelaniu szybko znika
Nasycenie: średnie, nie przeszkadza w piciu
Zapach: całkiem intensywny, czuć głównie słód, nuta ziołowo-winna, po ociepleniu wyłania się alkohol
Smak: słodowy, lekka goryczka
Opakowanie: Butelka 0,5 l, brązowa, zamykana na porcelanowy kapsel, skład na kontretykiecie
Moc: Alkohol 7,5% obj., Ekstraktu nie podano ale wg strony browaru wynosi 18,5%
Cena: ok. 6-7 zł
Zagranicznych piw ciąg dalszy. Zostajemy w Niemczech i tym razem na warsztat brany jest Heller Doppel-Bock z browaru Privatbrauerei Gessner.
Butelka posiada zamknięcie na porcelanowy kapsel, niestety coraz rzadziej już spotykany, z tego też powodu bardziej przyciąga wzrok. Na butelce widnieje "wytopiona w szkle" nazwa i logo browaru natomiast na etykiecie można zobaczyć dwa walczące kozły na tle lasu.
Po przelaniu do kufla utworzyła się niska, biała piana, która błyskawicznie znikła. Piwo jest klarowne a jak sama nazwa wskazuje jest to jasny podwójny koźlak i jak przystało na piwo jasne posiada kolor złotawy podchodzący pod ciemne złoto.
Jeśli chodzi o aromat to trzeba przyznać, że jest dość intensywny. Pierwsze skrzypce gra w nim słód spychając na drugi plan aromaty ziołowo-winne.
W smaku również wyczuwałem głównie słód wraz z lekką goryczką pod sam koniec. Pierwszy łyk był dość odpychający, z następnymi było już trochę lepiej ale jak dla mnie tego słodu jest za dużo.
Pijąc Doppel-Bock'a nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś piłem coś podobnego. Smak i zapach łudząco przypominały domowej produkcji syrop na bazie wina.
Wraz z ociepleniem się piwa zwiększał się udział ziołowo-winnych aromatów ale do nozdrzy dochodził również coraz bardziej intensywny zapach alkoholu.
Smak, oprócz większej intensywności słodu, nie zmienił się. O ile w aromacie dało się wyczuć alkohol tak w smaku go nie było. Zupełnie nie czuć, niemałej swoją drogą, mocy tego piwa.
Być może komuś kto bardzo lubi intensywny słodowy smak i aromat Heller Doppel-Bock przypadnie go gustu. Reszcie odradzam sięganie po to piwo, chyba, że z czystej ciekawości. Mi to piwo nie przypadło do gustu i ląduje w sekcji "spróbuj jedno i nie wracaj więcej do niego".
czwartek, 24 lutego 2011
wtorek, 22 lutego 2011
Engel - Engel Aloisius
Kolor: ciemny bursztyn, mocna herbata, klarowne
Piana: niska ok. 2 cm, biała, bardzo szybko opada
Nasycenie: trochę za duże
Zapach: słodowy z owocowo-winnymi nutami, intensywny
Smak: słód lekko palony, z początku lekka słodycz zakończona goryczka, obecne nuty owocowe
Opakowanie: butelka 0,5 l, brązowa, metalowa nakrętka, ciesząca oczy etykieta, brak kontretykiety, skład na krawatce
Moc: Alkohol 5,9% obj., ekstraktu na butelce nie podano (wg strony browaru 14%)
Cena: nie wiem dokładnie, ok 7 - 8 zł
Przez krótki okres czasu w moim barku uzbierało się trochę piw zagranicznych. Jednym z nich było ostatnio recenzowane Wells & Young's Waggle Dance.
Postanowiłem nadrobić trochę zaległości. Tym razem padło na niemieckie niepasteryzowane piwo dolnej fermentacji - Aloisius z browaru Engel.
Etykieta butelki przyciąga wzrok i cieszy oczy: widnieje na niej gruby, lekko wyłysiały anioł w locie, trzymający w dłoni kufel pienistego piwa. Wydaje się, że jest ona rysowana kredkami ołówkowymi. Sposob zamknięcia (metalowa nakrętka) również może wzbudzić zainteresowanie z tej racji, że niewiele piw jest w ten sposób zamykanych.
Piwo posiada ładny bursztynowy kolor. Podczas nalewania do pokala utworzyła się (zupełnie niepodobna do tej z etykiety) niska, biała piana, która niestety bardzo szybko opadła nie zostawiając po sobie nawet wyraźnego pierścienia wokół pokala. Ledwo udało mi się piwo sfotografować a już jej nie było. Podsumowując wrażenia wizualne: etykieta i kolor na duży plus, piana na minus.
Po otwarciu piwa i zbliżeniu nozdrzy do butelki dało się poczuć dość obiecującą co do bukietu woń. Już po przelaniu, wyczułem w pierwszej kolejności intensywny zapach słodu poganiany przez owocowe nuty. Po ociepleniu się piwa aromat nabrał znacząco na intensywności i do głosu doszedł przyjemny, winny zapach.
W smaku podobnie: od początku dało się wyczuć słód. Można było się doszukać lekkiej słodkości piwa ale była ona wnet przesłaniana goryczkową końcówką. Dużym plusem jest to, że tak przyjemny smak bardzo długo pozostaje w ustach. W miarę brania kolejnych łyków coraz bardziej oprócz słodu czuć było nuty owocowe. Po ociepleniu się piwa słód przybierał lekko palony smak. Piwo zostawia po sobie przyjemny, dość intensywny owocowo-winny posmak.
Ważną nauczką jaką wyniosłem z picia tego trunku jest to, że należy pozwolić aby piwo się bardziej ociepliło. Pośpiech jest w tym przypadku nie wskazany. Dało się to dosadnie poznać po zapachu, który z czasem stawał się wiele bardziej intensywny. Szkoda tylko, że opamiętałem się dopiero gdy w pokalu zostało ok 1/3 piwa. Jednak świadczy to jednocześnie o tym jak bardzo jest smaczne.
Mały minus natomiast przypisuję nasyceniu, które w mojej opinii mogłoby być mniejsze. Tragedii nie ma ale po wypiciu mam wrażenie lekkiego przesycenia.
Podsumowując: oprócz nasycenia i trwałości piany Engel Aloisius nie można niczego złego zarzucić. Piwo jest bardzo dobre zarówno ze względu na zapach jak i smak i pomimo ceny uważam, że warte jest spróbowania.
Ciekawostka: na stronach polskich browarów użytkownik pytany jest czy jest pełnoletni (tzn. czy ma skończone 18 lat) natomiast na stronie browaru Engel, użytkownik pytany jest czy ma powyżej 16 lat.
Piana: niska ok. 2 cm, biała, bardzo szybko opada
Nasycenie: trochę za duże
Zapach: słodowy z owocowo-winnymi nutami, intensywny
Smak: słód lekko palony, z początku lekka słodycz zakończona goryczka, obecne nuty owocowe
Opakowanie: butelka 0,5 l, brązowa, metalowa nakrętka, ciesząca oczy etykieta, brak kontretykiety, skład na krawatce
Moc: Alkohol 5,9% obj., ekstraktu na butelce nie podano (wg strony browaru 14%)
Cena: nie wiem dokładnie, ok 7 - 8 zł
Przez krótki okres czasu w moim barku uzbierało się trochę piw zagranicznych. Jednym z nich było ostatnio recenzowane Wells & Young's Waggle Dance.
Postanowiłem nadrobić trochę zaległości. Tym razem padło na niemieckie niepasteryzowane piwo dolnej fermentacji - Aloisius z browaru Engel.
Etykieta butelki przyciąga wzrok i cieszy oczy: widnieje na niej gruby, lekko wyłysiały anioł w locie, trzymający w dłoni kufel pienistego piwa. Wydaje się, że jest ona rysowana kredkami ołówkowymi. Sposob zamknięcia (metalowa nakrętka) również może wzbudzić zainteresowanie z tej racji, że niewiele piw jest w ten sposób zamykanych.
Piwo posiada ładny bursztynowy kolor. Podczas nalewania do pokala utworzyła się (zupełnie niepodobna do tej z etykiety) niska, biała piana, która niestety bardzo szybko opadła nie zostawiając po sobie nawet wyraźnego pierścienia wokół pokala. Ledwo udało mi się piwo sfotografować a już jej nie było. Podsumowując wrażenia wizualne: etykieta i kolor na duży plus, piana na minus.
Po otwarciu piwa i zbliżeniu nozdrzy do butelki dało się poczuć dość obiecującą co do bukietu woń. Już po przelaniu, wyczułem w pierwszej kolejności intensywny zapach słodu poganiany przez owocowe nuty. Po ociepleniu się piwa aromat nabrał znacząco na intensywności i do głosu doszedł przyjemny, winny zapach.
W smaku podobnie: od początku dało się wyczuć słód. Można było się doszukać lekkiej słodkości piwa ale była ona wnet przesłaniana goryczkową końcówką. Dużym plusem jest to, że tak przyjemny smak bardzo długo pozostaje w ustach. W miarę brania kolejnych łyków coraz bardziej oprócz słodu czuć było nuty owocowe. Po ociepleniu się piwa słód przybierał lekko palony smak. Piwo zostawia po sobie przyjemny, dość intensywny owocowo-winny posmak.
Ważną nauczką jaką wyniosłem z picia tego trunku jest to, że należy pozwolić aby piwo się bardziej ociepliło. Pośpiech jest w tym przypadku nie wskazany. Dało się to dosadnie poznać po zapachu, który z czasem stawał się wiele bardziej intensywny. Szkoda tylko, że opamiętałem się dopiero gdy w pokalu zostało ok 1/3 piwa. Jednak świadczy to jednocześnie o tym jak bardzo jest smaczne.
Mały minus natomiast przypisuję nasyceniu, które w mojej opinii mogłoby być mniejsze. Tragedii nie ma ale po wypiciu mam wrażenie lekkiego przesycenia.
Podsumowując: oprócz nasycenia i trwałości piany Engel Aloisius nie można niczego złego zarzucić. Piwo jest bardzo dobre zarówno ze względu na zapach jak i smak i pomimo ceny uważam, że warte jest spróbowania.
Ciekawostka: na stronach polskich browarów użytkownik pytany jest czy jest pełnoletni (tzn. czy ma skończone 18 lat) natomiast na stronie browaru Engel, użytkownik pytany jest czy ma powyżej 16 lat.
czwartek, 17 lutego 2011
Wells & Young's - Waggle Dance
Kolor: Bursztynowy, ciemno-złoty, miodowy, klarowne
Piana: Biała, dość niska ok 1.5 cm, szybko opada, jej resztki oblepiają kufel
Nasycenie: Niskie/średnie, przyjemnie się pije
Zapach: Przyjemny, całkiem intensywny ale nienarzucający się, słód, słodkawy: miód i karmel
Smak: Chmiel, goryczka, miód może gdzieś daleko w tle.
Opakowanie: Butelka przezroczysta 0.5 l, ładna etykieta z pszczołą oraz krawatka, na kontretykiecie podany skład
Moc: Alk 5%, nie ma podanego ekstraktu ale wg informacji w sieci wynosi on 12%
Cena: ok. 10 zł
Dawno nie pisałem o jakimś zagranicznym piwie. Dlatego też, wziąłem na warsztat angielskie piwo Waggle Dance spółki Wells & Young's.
Bardzo rzadko mam okazję pić jakiekolwiek piwo angielskie. Głównie przez ceny, ktore oscylują wokół kwoty 10 zł za butelkę 0.5 l. Do Waggle Dance podszedłem zatem z dużym entuzjazmem.
Waggle Dance to nazwa ruchu/tańca jaki wykonuje pszczoła w celu zawiadomienia swoich towarzyszy o miejscu w którym znajduje się źródło nektaru.
Etykieta butelki od razu rzuca się w oczy, przyjemny obrazek latającej pszczoły na tle ula. Piwo jest warzone z pomocą miodu stąd nazwa i etykieta.
Dzięki przezroczystej butelce można zobaczyć kolor piwa. A jest on bardzo ładny: bursztynowy, ciemno-złoty, miodowy - takie określenia przychodzą mi na myśl patrząc na kolor Waggle Dance. Po przelaniu piwa do kufla tworzy się niska, biała piana, niestety szybko opada ale zostawia delikatny dywanik a jej pozostałości oblepiają kufel.
Po walorach wzrokowych przyszedł czas na zapachowe. Zapach nie narzuca się ale nie miałem problemów z jego doszukaniem się. Na pierwszy plan wysuwa się miód z domieszką karmelu dopiero później po lekkim ociepleniu piwa doszedł słód.
Pora zatem na pierwszy łyk. I tutaj niespodzianka: po zapachu można było się spodziewać całkiem niezłej dawki miodu w smaku, natomiast nic takiego nie ma tu miejsca. Przede wszystkim dominuje chmiel z lekką goryczką.
W przeciwieństwie do zapachu, w smaku trudno jest się doszukać miodu, który przewija się gdzieś daleko w tle. Trochę jestem tym rozczarowany, bądź co bądż, na krawatce jest napisane, że jest to piwo miodowe. Potrafię zrozumieć, że takie piwo nie musi sprawiać wrażenia jakby się piło miód ale z całą pewnością można wymagać od niego trochę więcej niż to co dostajemy z Waggle Dance.
Nie chcę jednak powiedzieć, że jest to złe piwo, o nie. Jest ono bardzo dobre, tylko, że nie nazwałbym go miodowym. Goryczka jest delikatna a nasycenie określiłbym jako średnie. Picie go było dla mnie przyjemne, ale... No właśnie "ale"... Nie ważne jak bardzo byłoby to dobre piwo, zdecydowanie potrzeba tu więcej miodu. Choćby odrobinę więcej, tak aby nie było aż takiej rozbieżności między smakiem a zapachem a zyskałoby u mnie o wiele większe uznanie.
Podsumowując: gdyby Waggle Dance nie oceniać w kategorii piw miodowych to jest to solidne, bardzo dobre piwo, które pije się z przyjemnością. Natomiast jako piwo miodowe trzeba przyznać, że wypada dość blado i nie pozostaje nic innego jak poszukać czegoś rodzimej produkcji (a wybór jest nie mały).
Piana: Biała, dość niska ok 1.5 cm, szybko opada, jej resztki oblepiają kufel
Nasycenie: Niskie/średnie, przyjemnie się pije
Zapach: Przyjemny, całkiem intensywny ale nienarzucający się, słód, słodkawy: miód i karmel
Smak: Chmiel, goryczka, miód może gdzieś daleko w tle.
Opakowanie: Butelka przezroczysta 0.5 l, ładna etykieta z pszczołą oraz krawatka, na kontretykiecie podany skład
Moc: Alk 5%, nie ma podanego ekstraktu ale wg informacji w sieci wynosi on 12%
Cena: ok. 10 zł
Dawno nie pisałem o jakimś zagranicznym piwie. Dlatego też, wziąłem na warsztat angielskie piwo Waggle Dance spółki Wells & Young's.
Bardzo rzadko mam okazję pić jakiekolwiek piwo angielskie. Głównie przez ceny, ktore oscylują wokół kwoty 10 zł za butelkę 0.5 l. Do Waggle Dance podszedłem zatem z dużym entuzjazmem.
Waggle Dance to nazwa ruchu/tańca jaki wykonuje pszczoła w celu zawiadomienia swoich towarzyszy o miejscu w którym znajduje się źródło nektaru.
Etykieta butelki od razu rzuca się w oczy, przyjemny obrazek latającej pszczoły na tle ula. Piwo jest warzone z pomocą miodu stąd nazwa i etykieta.
Dzięki przezroczystej butelce można zobaczyć kolor piwa. A jest on bardzo ładny: bursztynowy, ciemno-złoty, miodowy - takie określenia przychodzą mi na myśl patrząc na kolor Waggle Dance. Po przelaniu piwa do kufla tworzy się niska, biała piana, niestety szybko opada ale zostawia delikatny dywanik a jej pozostałości oblepiają kufel.
Po walorach wzrokowych przyszedł czas na zapachowe. Zapach nie narzuca się ale nie miałem problemów z jego doszukaniem się. Na pierwszy plan wysuwa się miód z domieszką karmelu dopiero później po lekkim ociepleniu piwa doszedł słód.
Pora zatem na pierwszy łyk. I tutaj niespodzianka: po zapachu można było się spodziewać całkiem niezłej dawki miodu w smaku, natomiast nic takiego nie ma tu miejsca. Przede wszystkim dominuje chmiel z lekką goryczką.
W przeciwieństwie do zapachu, w smaku trudno jest się doszukać miodu, który przewija się gdzieś daleko w tle. Trochę jestem tym rozczarowany, bądź co bądż, na krawatce jest napisane, że jest to piwo miodowe. Potrafię zrozumieć, że takie piwo nie musi sprawiać wrażenia jakby się piło miód ale z całą pewnością można wymagać od niego trochę więcej niż to co dostajemy z Waggle Dance.
Nie chcę jednak powiedzieć, że jest to złe piwo, o nie. Jest ono bardzo dobre, tylko, że nie nazwałbym go miodowym. Goryczka jest delikatna a nasycenie określiłbym jako średnie. Picie go było dla mnie przyjemne, ale... No właśnie "ale"... Nie ważne jak bardzo byłoby to dobre piwo, zdecydowanie potrzeba tu więcej miodu. Choćby odrobinę więcej, tak aby nie było aż takiej rozbieżności między smakiem a zapachem a zyskałoby u mnie o wiele większe uznanie.
Podsumowując: gdyby Waggle Dance nie oceniać w kategorii piw miodowych to jest to solidne, bardzo dobre piwo, które pije się z przyjemnością. Natomiast jako piwo miodowe trzeba przyznać, że wypada dość blado i nie pozostaje nic innego jak poszukać czegoś rodzimej produkcji (a wybór jest nie mały).
Subskrybuj:
Posty (Atom)