Kolor: Ciemne, pod światło rubinowe, klarowne
Piana: Bardzo nietrwała, beżowa, trzeba energicznie nalewać piwo
Nasycenie: Średnie
Zapach: Średnio intensywny, wędzonka, karmel, śliwki, winne aromaty
Smak: Dość intensywny, głównie wędzonka z karmelową nutą i lekką goryczką, alkohol niewyczuwalny
Opakowanie: Brązowa butelka 0,5l, ładna etykieta w konwencji kreskówkowej. Podany pełny skład wraz z rodzajem drożdży oraz słodów.
Moc: Alkohol 6,9% obj., Ekstrakt 16,5% wag.
Cena: 7,40 zł
"Jak w dym" jest kolejną z jesienno-zimowych nowości browaru Pinta. Piwo uwarzone zostało w stylu koźlaka podwędzanego. Podobnie jak w przypadku Psze Koźlaka, po raz pierwszy miałem okazję spróbować tego stylu a po miłym doświadczeniu z weizenbockiem byłem do tego bardzo pozytywnie nastawiony.
Etykieta jest w tej samej konwencji co inne piwa Pinty, zawiera bogate informacje na temat składu. Ciekawostką jest, że etykiety "Psze Koźlaka", "Jak w dym" oraz "Podymka" układają się w historyjkę. Na "Psze Koźlaku" widzimy kobietę polującą na kozła, "Jak w dym" pokazuje scenkę po skutecznym polowaniu (kozioł powoli piecze się na ogniu, kobieta przywdziana jest w jego skórę i gra na jego rogu) a "Podymek" przedstawia scenerię z unoszącym się gęstym dymem po zagaszeniu ogniska.
Piwo można (a może właściwie trzeba) nalewać energicznie aby uzyskać beżową pianę. Ta niestety jest nietrwała i szybko znika ograniczając się jedynie do lekkiego pierścienia wokół pokala. Trunek jest ciemny a wystawiony pod światło pokazuje swoją ciemno-rubinową barwę, klarowny.
Zapach jest średnio intensywny ale nie trzeba wysiłku aby go poczuć. Na samym początku podczas wąchania piwa poczułem głównie nuty wędzone, dopiero kolejne węchy dostarczyły elementy koźlakowe jak karmel czy śliwki. Po odstaniu i ogrzaniu się piwa coraz wyraźniej na front wysuwały się aromaty winne oraz zapach śliwki natomiast wędzonka przechodziła w tło.
Pierwsze łyki piwa były dla mnie bardzo dziwne. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu jakbym... pił wędzoną szynkę. Nie określiłbym tego jako coś wadliwego, bo przecież styl "podwędzany" do czegoś zobowiązuje. Wcześniej smak wędzonki spotkałem również w piwie od Pinty, "70/- Szylingów". Jednak w przypadku tamtego piwa była ona delikatna, błąkała się gdzieś w sferze posmaku. W "Jak w dym" od razu zwróciła na siebie moją uwagę. Po paru łykach moje kubki smakowe widocznie przyzwyczaiły się do tego smaku bo stał trochę bardziej stonowany, co pozwoliło na dostrzeżenie innych walorów. Każdy kolejny łyk kończył się coraz wyraźną nutą karmelową a zaraz po niej pojawiła się goniąca ją przyjemna, nienarzucająca się goryczka. Dodać też należy że wszystko to działo się przy akompaniamencie smaku "popiołu" w tle. Zupełnie jakby wędzonka, karmel i goryczka postanowiły się pobawić w ganianego na pogorzelisku. Wszystkie smaki na dłużej pozostają na języku i podniebieniu.
Piwo jest bardzo pijalne. Średnie nasycenie pozwala je pić szybko i bez żadnych przeszkód a alkohol nie jest wyczuwalny, co oczywiście nie oznacza, że go nie ma. "Jak w dym" ma dość duży woltaż, całkiem przyzwoicie rozgrzewa i jest w stanie zaszumieć w głowie.
O ile jest to moje pierwsze spotkanie z koźlakiem podwędzanym, to z tym konkretnym piwem miałem styczność parę dni przed napisaniem recenzji. Tekst ten powstał na podstawie wrażeń z drugiego podejścia.
Po pierwszej próbie miałem mieszane uczucia. Piwo było ciekawe, czymś zupełnie dla mnie nowym. Jednak nie czułem się do końca zadowolony z niego (w szczególności z wszechobecnej wędzonki). Podejrzewałem, że może ten styl po prostu nie leży mi tak bardzo jak inne. Druga próba miała to zweryfikować. Tym razem piwo o wiele bardziej mi smakowało i wyraźniej wyczuwałem całą gamę smaków i aromatów w nim zawartych. Obecnie mogę jedynie postawić tezę, że koźlak podwędzany jest stylem do którego przekonuję się wraz z kolejnymi próbami coraz bardziej. Przyszłość pokaże czy jest to teza prawdziwa.
Ostatecznie "Jak w dym" jest warty polecenia. W szczególności osobom, które lubią eksperymentować i szukają nowych smaków w piwie.
sobota, 17 grudnia 2011
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Browar na Jurze, Pinta - Psze Koźlak
Kolor: Lekki brąz, mętne.
Piana: Miedziana/pomaranczowa, bardzo się pieni na początku, po nalaniu szybko opada ale nie znika.
Nasycenie: Odpowiednie, nie przeszkadza w spożywaniu.
Zapach: Średnio intenywny. Goździki, cytrusy, bukiet owocowy, drożdże. Bardzo przyjemny.
Smak: Lekko kwaskowaty na początku, wyczuwalne nuty pszeniczne (banan, goździki), goryczka i słodowość, alkohol nie wyczuwalny.
Opakowanie: Brązowa butelka 0,5l, ładna etykieta w konwencji kreskówkowej. Podany pełny skład wraz z rodzajem drożdży oraz słodów.
Moc: Alkohol 6,7% obj., Ekstrakt 16,5% wag.
Cena: 7,40 zł
Tytułowa Pinta jest nazwą projektu Browaru na Jurze. W jego ramach warzone są piwa mające być zgodne z wybranymi stylami.
PINTA to projekt piwowarów domowych: Ziemka Fałata, Grześka Zwierzyny i Marka Semli, którzy warzą aktualnie swoje piwa wg. własnych receptur, z własnych składników korzystając ze sprzętu w Browarze na Jurze (Zawiercie). (patrz komentarz)
Do tej pory uwarzone zostały piwa m.in. w stylu: Scottish Ale 70/- (Pinta 70/- Szylingów), American India Pale Ale (Pinta Atak Chmielu), Dark Lagger (Pinta Czarna Dziura), jasny Lagger (Pinta Pierwsza Pomoc), Vienna Lager (Pinta Odsiecz Wiedeńska) oraz inne. Piwa Pinty zostały bardzo entuzjastycznie przyjęte, w szczególności Atak Chmielu (który mam nadzieję niedługo zrecenzować). Sam również próbowałem parę różnych piw Pinty i w większości bardzo mi smakowały.
Tym razem w browarze postanowiono uwarzyć piwo w stylu Weizenbock (pszeniczny koźlak), stąd nazwa - Psze Koźlak. Uwarzono je na specjalne zlecenie pubu Piwoteka Narodowa z Łodzi. 21. października piwo zostało również udostępnione hurtowniom i sklepom. Trzeba mieć na względzie, że jego ilość jest niewielka. Ponieważ w obecnej chwili nie jest przewidziane ponowne jego uwarzenie, należy się pospieszyć aby móc go spróbować.
Porównując etykietę Psze Koźlaka z innymi piwami Pinty widzimy, że jest ona wkomponowana w charakterystyczny dla niej schemat: kreskówkowa konwencja, ta sama kobieta tylko tym razem trzymająca łuk oraz buszujący w zbożu kozioł. Pincie należy się wielkie uznanie za szczegółowe informacje podane na etykietach. Podobnie ma się w przypadku Psze Koźlaka. Studiując etykietę dowiemy się w jakim stylu jest piwo, jakie rodzaje drożdży i słodów zostały wykorzystane podczas warzenia oraz zalecaną temperaturę spożycia.
Psze Koźlak zawiera w sobie osad drożdżowy, który należy wymieszać. Browar zastosował sprytną formę wymuszenia tej czynności używając na etykiecie czcionki odwróconej do góry nogami.
Przed degustacją piwa miałem już niestety jeden zarzut: pierwszy raz przydarzyło mi się aby podczas transportu część piwa wyciekła spod kapsla. Mam nadzieję, że jeśli była to wina kiepskiego zamknięcia butelki to był to wypadek przy pracy. Obawiałem się czy przez to piwo nie utraci na nasyceniu oraz innych walorach ale podczas degustacji nie wykryłem żadnych uchybień, które mogłyby być tym spowodowane.
Piwo bardzo się pieni. Po nalaniu niewielkiej ilości powstała piana wypełniająca całą szklankę. Zalecam cierpliwość bo proces nalewania trwa bardzo długo, oczekiwanie jednak się opłaci. Piana na początku jest ogromna i sztywna o kolorze miedzianym lub pomarańczowym. Po przelaniu całej butelki do szklanki szybko opada oblepiając naczynie ale nie znika. Piwo posiada barwę lekkiego brązu a wymieszany z nim osad drożdżowy sprawia, że jest mętne.
Zapach określiłbym jako średnio intensywny. Przeważają tutaj elementy charakterystyczne dla piw pszenicznych, czyli goździki, drożdże i cytrusy. Po ogrzaniu czuć cały bukiet owocowo-drożdżowy co daje lekkie skojarzenie z belgijskimi klasztorniakami. Zapach piwa zachęca aby przed każdym łykiem je wąchać.
W smaku piwo przedstawia całą harmonię smaków. Przy każdym łyku na samym początku czułem elementy pszeniczne: lekka kwaskowatość, smak goździków i bananów; następnie przebijała się chmielowa goryczka zwieńczona aksamitnymi nutami słodowo-karmelowymi. Po ogrzaniu się piwa niekiedy wyczuwałem w smaku drożdże a nuty owocowe były coraz wyraźniejsze. Wszystkie te elementy są bardzo dobrze zharmonizowane i ma się wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Trzeba zaznaczyć że smak piwa na dłużej zostaje na języku. Pomimo całkiem sporej zawartości alkoholu, ani w smaku ani w zapachu nie jest on wyczuwalny. Może to być trochę zwodnicze bo już jedna butelka wystarczy aby poczuć szumienie w głowie.
Psze Koźlak jest piwem treściwym ale nie ciężkim, nie zostawia poczucia niezdrowej pełności w brzuchu, dość mocno rozgrzewa.
Cena może niestety odstraszać ale koniec końców wydaje mi się, że Psze Koźlak jest jej warty. Według mnie jest to idealne piwo do kontemplacji w długie jesienno-zimowe wieczory.
Było to moje pierwsze spotkanie z przedstawicielem stylu Weizenbock. Jeśli inne piwa w tym stylu smakują przynajmniej tak dobrze jak Psze Koźlak to z wielką chęcią po nie sięgnę.
Piana: Miedziana/pomaranczowa, bardzo się pieni na początku, po nalaniu szybko opada ale nie znika.
Nasycenie: Odpowiednie, nie przeszkadza w spożywaniu.
Zapach: Średnio intenywny. Goździki, cytrusy, bukiet owocowy, drożdże. Bardzo przyjemny.
Smak: Lekko kwaskowaty na początku, wyczuwalne nuty pszeniczne (banan, goździki), goryczka i słodowość, alkohol nie wyczuwalny.
Opakowanie: Brązowa butelka 0,5l, ładna etykieta w konwencji kreskówkowej. Podany pełny skład wraz z rodzajem drożdży oraz słodów.
Moc: Alkohol 6,7% obj., Ekstrakt 16,5% wag.
Cena: 7,40 zł
PINTA to projekt piwowarów domowych: Ziemka Fałata, Grześka Zwierzyny i Marka Semli, którzy warzą aktualnie swoje piwa wg. własnych receptur, z własnych składników korzystając ze sprzętu w Browarze na Jurze (Zawiercie). (patrz komentarz)
Do tej pory uwarzone zostały piwa m.in. w stylu: Scottish Ale 70/- (Pinta 70/- Szylingów), American India Pale Ale (Pinta Atak Chmielu), Dark Lagger (Pinta Czarna Dziura), jasny Lagger (Pinta Pierwsza Pomoc), Vienna Lager (Pinta Odsiecz Wiedeńska) oraz inne. Piwa Pinty zostały bardzo entuzjastycznie przyjęte, w szczególności Atak Chmielu (który mam nadzieję niedługo zrecenzować). Sam również próbowałem parę różnych piw Pinty i w większości bardzo mi smakowały.
Tym razem w browarze postanowiono uwarzyć piwo w stylu Weizenbock (pszeniczny koźlak), stąd nazwa - Psze Koźlak. Uwarzono je na specjalne zlecenie pubu Piwoteka Narodowa z Łodzi. 21. października piwo zostało również udostępnione hurtowniom i sklepom. Trzeba mieć na względzie, że jego ilość jest niewielka. Ponieważ w obecnej chwili nie jest przewidziane ponowne jego uwarzenie, należy się pospieszyć aby móc go spróbować.
Porównując etykietę Psze Koźlaka z innymi piwami Pinty widzimy, że jest ona wkomponowana w charakterystyczny dla niej schemat: kreskówkowa konwencja, ta sama kobieta tylko tym razem trzymająca łuk oraz buszujący w zbożu kozioł. Pincie należy się wielkie uznanie za szczegółowe informacje podane na etykietach. Podobnie ma się w przypadku Psze Koźlaka. Studiując etykietę dowiemy się w jakim stylu jest piwo, jakie rodzaje drożdży i słodów zostały wykorzystane podczas warzenia oraz zalecaną temperaturę spożycia.
Psze Koźlak zawiera w sobie osad drożdżowy, który należy wymieszać. Browar zastosował sprytną formę wymuszenia tej czynności używając na etykiecie czcionki odwróconej do góry nogami.
Przed degustacją piwa miałem już niestety jeden zarzut: pierwszy raz przydarzyło mi się aby podczas transportu część piwa wyciekła spod kapsla. Mam nadzieję, że jeśli była to wina kiepskiego zamknięcia butelki to był to wypadek przy pracy. Obawiałem się czy przez to piwo nie utraci na nasyceniu oraz innych walorach ale podczas degustacji nie wykryłem żadnych uchybień, które mogłyby być tym spowodowane.
Piwo bardzo się pieni. Po nalaniu niewielkiej ilości powstała piana wypełniająca całą szklankę. Zalecam cierpliwość bo proces nalewania trwa bardzo długo, oczekiwanie jednak się opłaci. Piana na początku jest ogromna i sztywna o kolorze miedzianym lub pomarańczowym. Po przelaniu całej butelki do szklanki szybko opada oblepiając naczynie ale nie znika. Piwo posiada barwę lekkiego brązu a wymieszany z nim osad drożdżowy sprawia, że jest mętne.
Zapach określiłbym jako średnio intensywny. Przeważają tutaj elementy charakterystyczne dla piw pszenicznych, czyli goździki, drożdże i cytrusy. Po ogrzaniu czuć cały bukiet owocowo-drożdżowy co daje lekkie skojarzenie z belgijskimi klasztorniakami. Zapach piwa zachęca aby przed każdym łykiem je wąchać.
W smaku piwo przedstawia całą harmonię smaków. Przy każdym łyku na samym początku czułem elementy pszeniczne: lekka kwaskowatość, smak goździków i bananów; następnie przebijała się chmielowa goryczka zwieńczona aksamitnymi nutami słodowo-karmelowymi. Po ogrzaniu się piwa niekiedy wyczuwałem w smaku drożdże a nuty owocowe były coraz wyraźniejsze. Wszystkie te elementy są bardzo dobrze zharmonizowane i ma się wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Trzeba zaznaczyć że smak piwa na dłużej zostaje na języku. Pomimo całkiem sporej zawartości alkoholu, ani w smaku ani w zapachu nie jest on wyczuwalny. Może to być trochę zwodnicze bo już jedna butelka wystarczy aby poczuć szumienie w głowie.
Psze Koźlak jest piwem treściwym ale nie ciężkim, nie zostawia poczucia niezdrowej pełności w brzuchu, dość mocno rozgrzewa.
Cena może niestety odstraszać ale koniec końców wydaje mi się, że Psze Koźlak jest jej warty. Według mnie jest to idealne piwo do kontemplacji w długie jesienno-zimowe wieczory.
Było to moje pierwsze spotkanie z przedstawicielem stylu Weizenbock. Jeśli inne piwa w tym stylu smakują przynajmniej tak dobrze jak Psze Koźlak to z wielką chęcią po nie sięgnę.
sobota, 9 lipca 2011
Fortuna - Srebrny Smok
Kolor: Złoty, klarowny, ładny.
Piana: Wysoka biała czapa, dość długo utrzymująca się. Brawo!
Nasycenie: Początkowo solidne, bardziej w stronę wysokiego następnie znacznie zanika.
Zapach: Mało intensywny, ledwo wyczuwalny chmiel.
Smak: Chmielowa goryczka wyczuwalna, nie przesadzone, wyczuwalna metaliczność.
Opakowanie: Butelka brązowa 0,5l, Etykieta dobrze wkomponowana w serię Smoków - tutaj w tonacji: biało-srebrno-niebieskiej.
Moc: Alkohol 5,8% obj., Ekstrakt 12,2% wag.
Cena: 3,80 zł
Niniejszym wpisem wracam do rodziny Smoków z browaru Fortuna. Podczas jednej z wypraw do sklepu udało mi się kupić Srebrnego Smoka, który następnie dość długo leżał w moim mieszkaniu aż w końcu doczekał się otwarcia. W przeciwieństwie do Czarnego Smoka oraz Czerwonego mamy tu do czynienia z "piwem jasnym pilzneńskim" jak sam producent napisał na etykiecie.
Podczas nalewania powstała piękna czapa białej piany i tutaj nie trzeba szczędzić pochwał producentowi. Dawno nie spotkałem się z Polskim piwem, które posiadałoby tak długo utrzymującą się pianę. Wielki plus dla Srebrnego Smoka. Barwę piwa określiłbym jako złotą i klarowną.
Pierwsze zaciągnięcia się zapachem nie doprowadziły do jakichkolwiek konkluzji oprócz tego, że woń piwa na pewno nie jest intensywna. Później udało się odczuć aromatyczny chmiel. Niektóre opinie o Srebrnym Smoku mówiły o "warzywniakowym", nieprzyjemnym, zapachu piwa. Tego jednak w tej warce się nie doszukałem (dla zainteresowanych: warka z terminem do 05.10.2011).
Jeśli chodzi o smak to czuć tutaj chmielową goryczkę ale wg mnie powinna być jeszcze bardziej uwydatniona. Niestety czuć również w tym piwie metaliczność. Przeprowadzony test ręki (wcześniej wykorzystany przy opisie piwa Brackie Mastne) to potwierdził. Dla osób nie śledzących bloga krótki opis testu: "należy umoczyć palec w piwie a następnie rozetrzeć go na swoim ciele, np. na przedramieniu, potem trzeba powąchać to miejsce. Jeśli poczujemy metal wówczas woda posiada dużą ilość żelaza. Jeśli tak nie jest to posmak metaliczności nie jest zawdzięczany wodzie." Metaliczność w Srebrnym Smoku jest jednak na niższym poziomie od tego w Brackim Masntym.
Nasycenie było na początku dosyć solidne natomiast po jakimś czasie znacznie obniżyło swój poziom ale przez cały czas spożywania utrzymywało przyzwoity poziom.
Ogólnie rzecz biorąc, Srebrny Smok nie jest złym piwem. Nawet z posmakiem metaliczności mi smakowało. Tylko tyle i aż tyle. Zaczęło się od wysokiego C w postaci piany ale przeciętny zapach oraz metaliczny posmak obniżył jego ocenę. W tym przypadku myślę, że jeszcze kiedyś sięgnę po to piwo ale już z innej warki aby przekonać się czy mataliczność jest tylko wypadkiem przy pracy. Mam nadzieję, że tak właśnie jest.
Piana: Wysoka biała czapa, dość długo utrzymująca się. Brawo!
Nasycenie: Początkowo solidne, bardziej w stronę wysokiego następnie znacznie zanika.
Zapach: Mało intensywny, ledwo wyczuwalny chmiel.
Smak: Chmielowa goryczka wyczuwalna, nie przesadzone, wyczuwalna metaliczność.
Opakowanie: Butelka brązowa 0,5l, Etykieta dobrze wkomponowana w serię Smoków - tutaj w tonacji: biało-srebrno-niebieskiej.
Moc: Alkohol 5,8% obj., Ekstrakt 12,2% wag.
Cena: 3,80 zł
Niniejszym wpisem wracam do rodziny Smoków z browaru Fortuna. Podczas jednej z wypraw do sklepu udało mi się kupić Srebrnego Smoka, który następnie dość długo leżał w moim mieszkaniu aż w końcu doczekał się otwarcia. W przeciwieństwie do Czarnego Smoka oraz Czerwonego mamy tu do czynienia z "piwem jasnym pilzneńskim" jak sam producent napisał na etykiecie.
Podczas nalewania powstała piękna czapa białej piany i tutaj nie trzeba szczędzić pochwał producentowi. Dawno nie spotkałem się z Polskim piwem, które posiadałoby tak długo utrzymującą się pianę. Wielki plus dla Srebrnego Smoka. Barwę piwa określiłbym jako złotą i klarowną.
Pierwsze zaciągnięcia się zapachem nie doprowadziły do jakichkolwiek konkluzji oprócz tego, że woń piwa na pewno nie jest intensywna. Później udało się odczuć aromatyczny chmiel. Niektóre opinie o Srebrnym Smoku mówiły o "warzywniakowym", nieprzyjemnym, zapachu piwa. Tego jednak w tej warce się nie doszukałem (dla zainteresowanych: warka z terminem do 05.10.2011).
Jeśli chodzi o smak to czuć tutaj chmielową goryczkę ale wg mnie powinna być jeszcze bardziej uwydatniona. Niestety czuć również w tym piwie metaliczność. Przeprowadzony test ręki (wcześniej wykorzystany przy opisie piwa Brackie Mastne) to potwierdził. Dla osób nie śledzących bloga krótki opis testu: "należy umoczyć palec w piwie a następnie rozetrzeć go na swoim ciele, np. na przedramieniu, potem trzeba powąchać to miejsce. Jeśli poczujemy metal wówczas woda posiada dużą ilość żelaza. Jeśli tak nie jest to posmak metaliczności nie jest zawdzięczany wodzie." Metaliczność w Srebrnym Smoku jest jednak na niższym poziomie od tego w Brackim Masntym.
Nasycenie było na początku dosyć solidne natomiast po jakimś czasie znacznie obniżyło swój poziom ale przez cały czas spożywania utrzymywało przyzwoity poziom.
Ogólnie rzecz biorąc, Srebrny Smok nie jest złym piwem. Nawet z posmakiem metaliczności mi smakowało. Tylko tyle i aż tyle. Zaczęło się od wysokiego C w postaci piany ale przeciętny zapach oraz metaliczny posmak obniżył jego ocenę. W tym przypadku myślę, że jeszcze kiedyś sięgnę po to piwo ale już z innej warki aby przekonać się czy mataliczność jest tylko wypadkiem przy pracy. Mam nadzieję, że tak właśnie jest.
wtorek, 21 czerwca 2011
Amber - Johannes
Kolor: Złoty, trochę popadający w bursztyn, klarowny
Piana: Biała, niska, szybko opadająca, zostawia tylko pierścień wokół pokala
Nasycenie: Od średniego do wysokiego ale nie przeszkadzające w spożyciu
Zapach: Średnio intensywny, glównie wyczuwalny słód
Smak: Jak wyżej - średnia intensywność, wszechobecny słód, lekka goryczka
Opakowanie: Butelka 0,5l brązowa, wizerunek Jana Heweliusza na etykiecie, skład na kontretykiecie.
Moc: Alkohol 6,5% obj., ekstrakt 14,5% wag.
Cena: 3,90 zł
Amber jest jednym z tych mniejszych browarów, które swoimi wysokiej jakości wyrobami zdobyły uznanie wielu piwoszy oraz amatorów dobrego piwa (w tym również i moje). Takie piwa jak Żywe (choć ostatnio obniżyło trochę loty), Grand Imperial Porter czy Koźlak można właściwie kupować w ciemno nie obawiając się wyrzucenia pieniędzy w błoto. Johannes jest najnowszym tworem browaru. Piwo powstało z okazji ustanowienia roku 2011 w Polsce Rokiem Jana Heweliusza, który trudnił się nie tylko astronomią ale również piwowarstem. Stąd nazwa oraz wizerunek Heweliusza na etykiecie i krawatce.
Wizualnie piwo prezentuje się całkiem dobrze. Posiada ładny, klarowny, złoty kolor oraz białą pianę, która jak w wielu piwach jest bardzo krótkotrwała i nie jest dane się nią nacieszyć dłużej niż przez chwilę.
Nasycenie również jest w porządku, całkiem intensywne ale nie na tyle aby przeszkadzało w piciu.
Jeśli chodzi o zapach oraz smak: tutaj króluje słód a lekka chmielowa goryczka jest ledwo wyczuwalna. Po paru łykach zaczynało mnie mdlić. Szczerze mówiąc trochę się zawiodłem, nie tego się spodziewałem po tym piwie.
W recenzji Heller Doppel-Bock napisałem, że wolę piwa gdzie słód nie posiada monopolu na obecność zarówno w smaku jak i zapachu. Wspomnienie piwa z Privatbrauerei Gessner nie jest przypadkowe - Johannes wydaje się być piwem o podobnej charakterystyce. Trzeba jednak przyznać, że słód w produkcie browaru Amber jest mniej intensywny. Mimo to podtrzymuję i upewniam się w opinii wyrażonej w tamtej recenzji o tego typu piwach.
Zazwyczaj przed przystąpieniem do pisania recenzji przygotowuję sobie 2 butelki piwa, które mam zamiar opisać. Pierwszą wypijam zazwyczaj całkiem szybko i zapisuję pierwsze wrażenia i krótkie analizy. Drugą piję już bardziej dla przyjemności ale wciąż porównuję cechy piwa z wcześniejszymi notatkami. Tym razem podarowałem sobie drugą butelkę Johannes'a. Po pierwsze: nie sądzę aby kolejna butelka znacząco się różniła od pierwszej; po drugie: pewnie całkowicie by mnie zemdliło, smak tego piwa zupełnie mi nie leży.
Przez sympatię do Ambera ciężko mi się pisze te słowa ale Johannes to pierwsze piwo z tego browaru totalnie nie w moim guście. Lepiej kupić któreś z trójki: Żywe, Grand, Koźlak.
Johannes jest kolejnym piwem, które trafia do sekcji "spróbuj jedno i więcej do niego nie wracaj".
Aha, część dochodu ze sprzedaży piwa jest przekazywane Muzeum Historycznemu Miasta Gdańska.
Piana: Biała, niska, szybko opadająca, zostawia tylko pierścień wokół pokala
Nasycenie: Od średniego do wysokiego ale nie przeszkadzające w spożyciu
Zapach: Średnio intensywny, glównie wyczuwalny słód
Smak: Jak wyżej - średnia intensywność, wszechobecny słód, lekka goryczka
Opakowanie: Butelka 0,5l brązowa, wizerunek Jana Heweliusza na etykiecie, skład na kontretykiecie.
Moc: Alkohol 6,5% obj., ekstrakt 14,5% wag.
Cena: 3,90 zł
Czerwony Smok niestety nie dotrwał do recenzji i nie udało mi się zdobyć kolejnego. W zamian przedstawiam nowość z browaru Amber - Johannes.
Amber jest jednym z tych mniejszych browarów, które swoimi wysokiej jakości wyrobami zdobyły uznanie wielu piwoszy oraz amatorów dobrego piwa (w tym również i moje). Takie piwa jak Żywe (choć ostatnio obniżyło trochę loty), Grand Imperial Porter czy Koźlak można właściwie kupować w ciemno nie obawiając się wyrzucenia pieniędzy w błoto. Johannes jest najnowszym tworem browaru. Piwo powstało z okazji ustanowienia roku 2011 w Polsce Rokiem Jana Heweliusza, który trudnił się nie tylko astronomią ale również piwowarstem. Stąd nazwa oraz wizerunek Heweliusza na etykiecie i krawatce.
Wizualnie piwo prezentuje się całkiem dobrze. Posiada ładny, klarowny, złoty kolor oraz białą pianę, która jak w wielu piwach jest bardzo krótkotrwała i nie jest dane się nią nacieszyć dłużej niż przez chwilę.
Nasycenie również jest w porządku, całkiem intensywne ale nie na tyle aby przeszkadzało w piciu.
Jeśli chodzi o zapach oraz smak: tutaj króluje słód a lekka chmielowa goryczka jest ledwo wyczuwalna. Po paru łykach zaczynało mnie mdlić. Szczerze mówiąc trochę się zawiodłem, nie tego się spodziewałem po tym piwie.
W recenzji Heller Doppel-Bock napisałem, że wolę piwa gdzie słód nie posiada monopolu na obecność zarówno w smaku jak i zapachu. Wspomnienie piwa z Privatbrauerei Gessner nie jest przypadkowe - Johannes wydaje się być piwem o podobnej charakterystyce. Trzeba jednak przyznać, że słód w produkcie browaru Amber jest mniej intensywny. Mimo to podtrzymuję i upewniam się w opinii wyrażonej w tamtej recenzji o tego typu piwach.
Zazwyczaj przed przystąpieniem do pisania recenzji przygotowuję sobie 2 butelki piwa, które mam zamiar opisać. Pierwszą wypijam zazwyczaj całkiem szybko i zapisuję pierwsze wrażenia i krótkie analizy. Drugą piję już bardziej dla przyjemności ale wciąż porównuję cechy piwa z wcześniejszymi notatkami. Tym razem podarowałem sobie drugą butelkę Johannes'a. Po pierwsze: nie sądzę aby kolejna butelka znacząco się różniła od pierwszej; po drugie: pewnie całkowicie by mnie zemdliło, smak tego piwa zupełnie mi nie leży.
Przez sympatię do Ambera ciężko mi się pisze te słowa ale Johannes to pierwsze piwo z tego browaru totalnie nie w moim guście. Lepiej kupić któreś z trójki: Żywe, Grand, Koźlak.
Johannes jest kolejnym piwem, które trafia do sekcji "spróbuj jedno i więcej do niego nie wracaj".
Aha, część dochodu ze sprzedaży piwa jest przekazywane Muzeum Historycznemu Miasta Gdańska.
sobota, 7 maja 2011
Fortuna - Czarny Smok
Kolor: Ciemny, czarny/bardzo ciemny brąz, pod intensywne światło rubinowy.
Piana: Bardzo ładna, beżowa, wysoka. Nie jest zbyt trwała, pozostawia dywanik.
Nasycenie: Niewielkie.
Zapach: Średnio intensywny. Palony, słód, karmel i chmiel. Przyjemny.
Smak: Przyjemny, dość intensywny. Słodkawy z lekką gorzką koncówką i orzechową nutą.
Opakowanie: Butelka brązowa 0,5l, Ładna etykieta: wyróżniający się smok, krawatka, na kontretykiecie skład
Moc: Alkohol 5,8% obj., Ekstrakt 12,2% wag.
Cena: 3,90 zł
Pierwszy raz z produktem z browaru Fortuna spotkałem się ładnych parę lat temu. Piłem wtedy piwo Czarne. Jeszcze aż tak bardzo nie zwracałem uwagi na walory smakowe piwa i dlatego to spotkanie nie zapadło mi w pamięci. Czas mijał aż w końcu natrafiłem w sklepie na Czarne oraz na butelki posiadające smoki na etykietach - czarnego i czerwonego. Postanowiłem je spróbować a na pierwszy ogień poszedł Czarny Smok (recenzji Czerwonego Smoka można się spodziewać jako następnej).
Podczas nalewania powstaje piękna, wysoka piana o kolorze beżowym, podobna do tej, znanej z porterów. Jak w większości piw nie jest trwała i redukuje się do dywanika ale proces trwa wystarczająco długo aby się nią nacieszyć.
Jeśli chodzi o woń to nie trzeba się mocno wysilać aby ją poczuć. Przy pierwszym wdechu na pierwszy plan wysuwają się słodkie nuty karmelu, przy następnych dochodzą nutki paloności (na etykiecie pisze coś o dymnym zapachu, podejżewam że o to im chodziło), słodu oraz chmielu. Całość komponuje się w ładny bukiet.
Próbowałem sobie przypomnieć do którego piwa wcześniej wypróbowanego można porównać smak Czarnego Smoka. Jako pierwszy przyszedł mi do głowy słowacki Zlatý Bažant Tmavý a następnie czeski Velkopopovický Kozel Černy. Jednak o ile sam rodzaj "głębi smaku" (dość specyficzny, może niektórym wydać się ubogi) jest zgodny z nimi, to trzeba przyznać, że Czarny Smok jest od nich słodszy. W międzyczasie skojarzył mi się smak Ciemnego Warmiaka oraz Maciejowego z browaru Ciechan. Ostatecznie stwierdzam, że to raczej temu ostatniemu najbliżej do "słodkowatości" testowanego piwa. Oznacza to tyle, że ciężko jest określić jednoznacznie poziom słodkości. Dla części osób będzie to zwyczajny "ulepek", dla mnie jest to poziom jak najbardziej do zaakceptowania. Być może gdyby browar zrezygnował z cukru byłoby idealnie.
Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że pod względem zawartości alkoholu Czarny Smok jest prawie dwukrotnie mocniejszy od słabego Maciejowego. A skoro mowa o alkoholu to należy przyznać, że przez cały okres czasu spożywania piwa jest on niewyczuwalny ani w smaku ani w zapachu.
Oczywiście Czarny Smok to nie tylko "słodkowatość". Można w nim wyczuć również chmielową gorzką koncówkę oraz, co mnie bardzo zaskoczyło przy pierwszym łyku, wyraźną orzechową nutę.
Piwo posiada niewielkie nasycenie, przez co bardzo gładko "wpływa" do organizmu i jest całkiem orzeźwiające. Jednak pod koniec można mieć odczucie jakby brakowało mu wyrazistości.
Uważam, że Czarny Smok jest piwem godnym polecenia. Szczególnie tym osobom, którym smakowało(by) Maciejowe a którym nie przeszkadza większa zawartość alkoholu w piwie.
Na zakończenie najbardziej pasuje ostatnie zdanie recenzji Maciejowego w nieco zmienionej formie: Osobiście wolę bardziej goryczkowe piwa. Nie zmienia to faktu, że Czarny Smok jest bardzo dobrym piwem i z wielką chęcią jeszcze do niego powrócę.
Piana: Bardzo ładna, beżowa, wysoka. Nie jest zbyt trwała, pozostawia dywanik.
Nasycenie: Niewielkie.
Zapach: Średnio intensywny. Palony, słód, karmel i chmiel. Przyjemny.
Smak: Przyjemny, dość intensywny. Słodkawy z lekką gorzką koncówką i orzechową nutą.
Opakowanie: Butelka brązowa 0,5l, Ładna etykieta: wyróżniający się smok, krawatka, na kontretykiecie skład
Moc: Alkohol 5,8% obj., Ekstrakt 12,2% wag.
Cena: 3,90 zł
Pierwszy raz z produktem z browaru Fortuna spotkałem się ładnych parę lat temu. Piłem wtedy piwo Czarne. Jeszcze aż tak bardzo nie zwracałem uwagi na walory smakowe piwa i dlatego to spotkanie nie zapadło mi w pamięci. Czas mijał aż w końcu natrafiłem w sklepie na Czarne oraz na butelki posiadające smoki na etykietach - czarnego i czerwonego. Postanowiłem je spróbować a na pierwszy ogień poszedł Czarny Smok (recenzji Czerwonego Smoka można się spodziewać jako następnej).
Podczas nalewania powstaje piękna, wysoka piana o kolorze beżowym, podobna do tej, znanej z porterów. Jak w większości piw nie jest trwała i redukuje się do dywanika ale proces trwa wystarczająco długo aby się nią nacieszyć.
Jeśli chodzi o woń to nie trzeba się mocno wysilać aby ją poczuć. Przy pierwszym wdechu na pierwszy plan wysuwają się słodkie nuty karmelu, przy następnych dochodzą nutki paloności (na etykiecie pisze coś o dymnym zapachu, podejżewam że o to im chodziło), słodu oraz chmielu. Całość komponuje się w ładny bukiet.
Próbowałem sobie przypomnieć do którego piwa wcześniej wypróbowanego można porównać smak Czarnego Smoka. Jako pierwszy przyszedł mi do głowy słowacki Zlatý Bažant Tmavý a następnie czeski Velkopopovický Kozel Černy. Jednak o ile sam rodzaj "głębi smaku" (dość specyficzny, może niektórym wydać się ubogi) jest zgodny z nimi, to trzeba przyznać, że Czarny Smok jest od nich słodszy. W międzyczasie skojarzył mi się smak Ciemnego Warmiaka oraz Maciejowego z browaru Ciechan. Ostatecznie stwierdzam, że to raczej temu ostatniemu najbliżej do "słodkowatości" testowanego piwa. Oznacza to tyle, że ciężko jest określić jednoznacznie poziom słodkości. Dla części osób będzie to zwyczajny "ulepek", dla mnie jest to poziom jak najbardziej do zaakceptowania. Być może gdyby browar zrezygnował z cukru byłoby idealnie.
Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że pod względem zawartości alkoholu Czarny Smok jest prawie dwukrotnie mocniejszy od słabego Maciejowego. A skoro mowa o alkoholu to należy przyznać, że przez cały okres czasu spożywania piwa jest on niewyczuwalny ani w smaku ani w zapachu.
Oczywiście Czarny Smok to nie tylko "słodkowatość". Można w nim wyczuć również chmielową gorzką koncówkę oraz, co mnie bardzo zaskoczyło przy pierwszym łyku, wyraźną orzechową nutę.
Piwo posiada niewielkie nasycenie, przez co bardzo gładko "wpływa" do organizmu i jest całkiem orzeźwiające. Jednak pod koniec można mieć odczucie jakby brakowało mu wyrazistości.
Uważam, że Czarny Smok jest piwem godnym polecenia. Szczególnie tym osobom, którym smakowało(by) Maciejowe a którym nie przeszkadza większa zawartość alkoholu w piwie.
Na zakończenie najbardziej pasuje ostatnie zdanie recenzji Maciejowego w nieco zmienionej formie: Osobiście wolę bardziej goryczkowe piwa. Nie zmienia to faktu, że Czarny Smok jest bardzo dobrym piwem i z wielką chęcią jeszcze do niego powrócę.
czwartek, 17 marca 2011
Zipf - Zipfer Urtyp
Kolor: Słomkowy, jasny żółty
Piana: Biała, całkiem spora, w miarę trwała ale nie zostaje do samego końca.
Nasycenie: Solidne/duże.
Zapach: Niezbyt intensywny, przewaga chmielu.
Smak: Przyjemna chmielowa goryczka, drobny udział nuty słodowej, nie czuć alkoholu.
Opakowanie: Butelka brązowa 0,5l, etykieta niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Moc: Alkohol 5,4% obj, Ekstraktu nie podano
Cena: Nie znam, piwo otrzymane w prezencie.
To już ostatnie, jak na razie, zagraniczne piwo, które opiszę.
Na następny wpis postaram się o coś ciekawego z polskiego rynku.
Zipfer Urtyp to piwo austriackie, będące podobno ichniejszym produktem koncernowym dostępnym w każdym sklepie.
Etykieta piwa niczym się nie wyróżnia, złośliwi mogliby powiedzieć, że jest nudna, bardziej życzliwi, że jest po prostu skromna. Oprócz zawartości alkoholu brak jakichkolwiek informacji na temat ekstraktu lub składu piwa.
Piwo posiada bardzo jasny, słomkowy kolor. Przy nalewaniu powstaje całkiem duża i trwała, drobnoziarnista piana, która niestety nie zostaje do końca w całej swojej okazałości.
Zapach piwa nie jest zbyt intensywny. Składa się on głównie z aromatu chmielu.
W smaku można poczuć przyjemną chmielową goryczkę, pozostającą w ustach bardzo długo. Można doszukać się lekkiej słodowej nuty. Nasycenie jest całkiem spore, podobne do laggerów znanych z polskich koncernów. Piwo to jest bardzo orzeźwiające.
I na tym można właściwie by było zakończyć tę recenzję, bo tak naprawdę o samych walorach piwa nie można więcej nic znaczącego napisać.
Jest to solidny pils z wyraźną chmielową goryczką. Jest ono tak jakby "monosmakowe" - Tym, co szukają w piwie symfonii różnorakich aromatów i zapachów, nie przypadnie pewnie do gustu.
Natomiast Ci, którzy pragną klasycznej, pełnej, długotrwałej, czystej, chmielowej goryczki, mogą spokojnie po nie sięgnąć. Nie będzie ono dla nich jakimkolwiek rozczarowaniem.
Jeśli nasze rodzime koncerny warzyłyby piwo podobnej jakości, częściej bym po nie sięgał.
Na zakończenie tego wpisu życzę Wam udanego dnia św. Patryka
(i obyście jutro nie cierpieli za bardzo ;)).
Piana: Biała, całkiem spora, w miarę trwała ale nie zostaje do samego końca.
Nasycenie: Solidne/duże.
Zapach: Niezbyt intensywny, przewaga chmielu.
Smak: Przyjemna chmielowa goryczka, drobny udział nuty słodowej, nie czuć alkoholu.
Opakowanie: Butelka brązowa 0,5l, etykieta niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Moc: Alkohol 5,4% obj, Ekstraktu nie podano
Cena: Nie znam, piwo otrzymane w prezencie.
To już ostatnie, jak na razie, zagraniczne piwo, które opiszę.
Na następny wpis postaram się o coś ciekawego z polskiego rynku.
Zipfer Urtyp to piwo austriackie, będące podobno ichniejszym produktem koncernowym dostępnym w każdym sklepie.
Etykieta piwa niczym się nie wyróżnia, złośliwi mogliby powiedzieć, że jest nudna, bardziej życzliwi, że jest po prostu skromna. Oprócz zawartości alkoholu brak jakichkolwiek informacji na temat ekstraktu lub składu piwa.
Piwo posiada bardzo jasny, słomkowy kolor. Przy nalewaniu powstaje całkiem duża i trwała, drobnoziarnista piana, która niestety nie zostaje do końca w całej swojej okazałości.
Zapach piwa nie jest zbyt intensywny. Składa się on głównie z aromatu chmielu.
W smaku można poczuć przyjemną chmielową goryczkę, pozostającą w ustach bardzo długo. Można doszukać się lekkiej słodowej nuty. Nasycenie jest całkiem spore, podobne do laggerów znanych z polskich koncernów. Piwo to jest bardzo orzeźwiające.
I na tym można właściwie by było zakończyć tę recenzję, bo tak naprawdę o samych walorach piwa nie można więcej nic znaczącego napisać.
Jest to solidny pils z wyraźną chmielową goryczką. Jest ono tak jakby "monosmakowe" - Tym, co szukają w piwie symfonii różnorakich aromatów i zapachów, nie przypadnie pewnie do gustu.
Natomiast Ci, którzy pragną klasycznej, pełnej, długotrwałej, czystej, chmielowej goryczki, mogą spokojnie po nie sięgnąć. Nie będzie ono dla nich jakimkolwiek rozczarowaniem.
Jeśli nasze rodzime koncerny warzyłyby piwo podobnej jakości, częściej bym po nie sięgał.
Na zakończenie tego wpisu życzę Wam udanego dnia św. Patryka
(i obyście jutro nie cierpieli za bardzo ;)).
czwartek, 24 lutego 2011
Privatbrauerei Gessner - Heller Doppel-Bock
Kolor: Ciemno-złoty, klarowne
Piana: Biała, niska, bardzo nietrwała, po przelaniu szybko znika
Nasycenie: średnie, nie przeszkadza w piciu
Zapach: całkiem intensywny, czuć głównie słód, nuta ziołowo-winna, po ociepleniu wyłania się alkohol
Smak: słodowy, lekka goryczka
Opakowanie: Butelka 0,5 l, brązowa, zamykana na porcelanowy kapsel, skład na kontretykiecie
Moc: Alkohol 7,5% obj., Ekstraktu nie podano ale wg strony browaru wynosi 18,5%
Cena: ok. 6-7 zł
Zagranicznych piw ciąg dalszy. Zostajemy w Niemczech i tym razem na warsztat brany jest Heller Doppel-Bock z browaru Privatbrauerei Gessner.
Butelka posiada zamknięcie na porcelanowy kapsel, niestety coraz rzadziej już spotykany, z tego też powodu bardziej przyciąga wzrok. Na butelce widnieje "wytopiona w szkle" nazwa i logo browaru natomiast na etykiecie można zobaczyć dwa walczące kozły na tle lasu.
Po przelaniu do kufla utworzyła się niska, biała piana, która błyskawicznie znikła. Piwo jest klarowne a jak sama nazwa wskazuje jest to jasny podwójny koźlak i jak przystało na piwo jasne posiada kolor złotawy podchodzący pod ciemne złoto.
Jeśli chodzi o aromat to trzeba przyznać, że jest dość intensywny. Pierwsze skrzypce gra w nim słód spychając na drugi plan aromaty ziołowo-winne.
W smaku również wyczuwałem głównie słód wraz z lekką goryczką pod sam koniec. Pierwszy łyk był dość odpychający, z następnymi było już trochę lepiej ale jak dla mnie tego słodu jest za dużo.
Pijąc Doppel-Bock'a nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś piłem coś podobnego. Smak i zapach łudząco przypominały domowej produkcji syrop na bazie wina.
Wraz z ociepleniem się piwa zwiększał się udział ziołowo-winnych aromatów ale do nozdrzy dochodził również coraz bardziej intensywny zapach alkoholu.
Smak, oprócz większej intensywności słodu, nie zmienił się. O ile w aromacie dało się wyczuć alkohol tak w smaku go nie było. Zupełnie nie czuć, niemałej swoją drogą, mocy tego piwa.
Być może komuś kto bardzo lubi intensywny słodowy smak i aromat Heller Doppel-Bock przypadnie go gustu. Reszcie odradzam sięganie po to piwo, chyba, że z czystej ciekawości. Mi to piwo nie przypadło do gustu i ląduje w sekcji "spróbuj jedno i nie wracaj więcej do niego".
Piana: Biała, niska, bardzo nietrwała, po przelaniu szybko znika
Nasycenie: średnie, nie przeszkadza w piciu
Zapach: całkiem intensywny, czuć głównie słód, nuta ziołowo-winna, po ociepleniu wyłania się alkohol
Smak: słodowy, lekka goryczka
Opakowanie: Butelka 0,5 l, brązowa, zamykana na porcelanowy kapsel, skład na kontretykiecie
Moc: Alkohol 7,5% obj., Ekstraktu nie podano ale wg strony browaru wynosi 18,5%
Cena: ok. 6-7 zł
Zagranicznych piw ciąg dalszy. Zostajemy w Niemczech i tym razem na warsztat brany jest Heller Doppel-Bock z browaru Privatbrauerei Gessner.
Butelka posiada zamknięcie na porcelanowy kapsel, niestety coraz rzadziej już spotykany, z tego też powodu bardziej przyciąga wzrok. Na butelce widnieje "wytopiona w szkle" nazwa i logo browaru natomiast na etykiecie można zobaczyć dwa walczące kozły na tle lasu.
Po przelaniu do kufla utworzyła się niska, biała piana, która błyskawicznie znikła. Piwo jest klarowne a jak sama nazwa wskazuje jest to jasny podwójny koźlak i jak przystało na piwo jasne posiada kolor złotawy podchodzący pod ciemne złoto.
Jeśli chodzi o aromat to trzeba przyznać, że jest dość intensywny. Pierwsze skrzypce gra w nim słód spychając na drugi plan aromaty ziołowo-winne.
W smaku również wyczuwałem głównie słód wraz z lekką goryczką pod sam koniec. Pierwszy łyk był dość odpychający, z następnymi było już trochę lepiej ale jak dla mnie tego słodu jest za dużo.
Pijąc Doppel-Bock'a nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś piłem coś podobnego. Smak i zapach łudząco przypominały domowej produkcji syrop na bazie wina.
Wraz z ociepleniem się piwa zwiększał się udział ziołowo-winnych aromatów ale do nozdrzy dochodził również coraz bardziej intensywny zapach alkoholu.
Smak, oprócz większej intensywności słodu, nie zmienił się. O ile w aromacie dało się wyczuć alkohol tak w smaku go nie było. Zupełnie nie czuć, niemałej swoją drogą, mocy tego piwa.
Być może komuś kto bardzo lubi intensywny słodowy smak i aromat Heller Doppel-Bock przypadnie go gustu. Reszcie odradzam sięganie po to piwo, chyba, że z czystej ciekawości. Mi to piwo nie przypadło do gustu i ląduje w sekcji "spróbuj jedno i nie wracaj więcej do niego".
wtorek, 22 lutego 2011
Engel - Engel Aloisius
Kolor: ciemny bursztyn, mocna herbata, klarowne
Piana: niska ok. 2 cm, biała, bardzo szybko opada
Nasycenie: trochę za duże
Zapach: słodowy z owocowo-winnymi nutami, intensywny
Smak: słód lekko palony, z początku lekka słodycz zakończona goryczka, obecne nuty owocowe
Opakowanie: butelka 0,5 l, brązowa, metalowa nakrętka, ciesząca oczy etykieta, brak kontretykiety, skład na krawatce
Moc: Alkohol 5,9% obj., ekstraktu na butelce nie podano (wg strony browaru 14%)
Cena: nie wiem dokładnie, ok 7 - 8 zł
Przez krótki okres czasu w moim barku uzbierało się trochę piw zagranicznych. Jednym z nich było ostatnio recenzowane Wells & Young's Waggle Dance.
Postanowiłem nadrobić trochę zaległości. Tym razem padło na niemieckie niepasteryzowane piwo dolnej fermentacji - Aloisius z browaru Engel.
Etykieta butelki przyciąga wzrok i cieszy oczy: widnieje na niej gruby, lekko wyłysiały anioł w locie, trzymający w dłoni kufel pienistego piwa. Wydaje się, że jest ona rysowana kredkami ołówkowymi. Sposob zamknięcia (metalowa nakrętka) również może wzbudzić zainteresowanie z tej racji, że niewiele piw jest w ten sposób zamykanych.
Piwo posiada ładny bursztynowy kolor. Podczas nalewania do pokala utworzyła się (zupełnie niepodobna do tej z etykiety) niska, biała piana, która niestety bardzo szybko opadła nie zostawiając po sobie nawet wyraźnego pierścienia wokół pokala. Ledwo udało mi się piwo sfotografować a już jej nie było. Podsumowując wrażenia wizualne: etykieta i kolor na duży plus, piana na minus.
Po otwarciu piwa i zbliżeniu nozdrzy do butelki dało się poczuć dość obiecującą co do bukietu woń. Już po przelaniu, wyczułem w pierwszej kolejności intensywny zapach słodu poganiany przez owocowe nuty. Po ociepleniu się piwa aromat nabrał znacząco na intensywności i do głosu doszedł przyjemny, winny zapach.
W smaku podobnie: od początku dało się wyczuć słód. Można było się doszukać lekkiej słodkości piwa ale była ona wnet przesłaniana goryczkową końcówką. Dużym plusem jest to, że tak przyjemny smak bardzo długo pozostaje w ustach. W miarę brania kolejnych łyków coraz bardziej oprócz słodu czuć było nuty owocowe. Po ociepleniu się piwa słód przybierał lekko palony smak. Piwo zostawia po sobie przyjemny, dość intensywny owocowo-winny posmak.
Ważną nauczką jaką wyniosłem z picia tego trunku jest to, że należy pozwolić aby piwo się bardziej ociepliło. Pośpiech jest w tym przypadku nie wskazany. Dało się to dosadnie poznać po zapachu, który z czasem stawał się wiele bardziej intensywny. Szkoda tylko, że opamiętałem się dopiero gdy w pokalu zostało ok 1/3 piwa. Jednak świadczy to jednocześnie o tym jak bardzo jest smaczne.
Mały minus natomiast przypisuję nasyceniu, które w mojej opinii mogłoby być mniejsze. Tragedii nie ma ale po wypiciu mam wrażenie lekkiego przesycenia.
Podsumowując: oprócz nasycenia i trwałości piany Engel Aloisius nie można niczego złego zarzucić. Piwo jest bardzo dobre zarówno ze względu na zapach jak i smak i pomimo ceny uważam, że warte jest spróbowania.
Ciekawostka: na stronach polskich browarów użytkownik pytany jest czy jest pełnoletni (tzn. czy ma skończone 18 lat) natomiast na stronie browaru Engel, użytkownik pytany jest czy ma powyżej 16 lat.
Piana: niska ok. 2 cm, biała, bardzo szybko opada
Nasycenie: trochę za duże
Zapach: słodowy z owocowo-winnymi nutami, intensywny
Smak: słód lekko palony, z początku lekka słodycz zakończona goryczka, obecne nuty owocowe
Opakowanie: butelka 0,5 l, brązowa, metalowa nakrętka, ciesząca oczy etykieta, brak kontretykiety, skład na krawatce
Moc: Alkohol 5,9% obj., ekstraktu na butelce nie podano (wg strony browaru 14%)
Cena: nie wiem dokładnie, ok 7 - 8 zł
Przez krótki okres czasu w moim barku uzbierało się trochę piw zagranicznych. Jednym z nich było ostatnio recenzowane Wells & Young's Waggle Dance.
Postanowiłem nadrobić trochę zaległości. Tym razem padło na niemieckie niepasteryzowane piwo dolnej fermentacji - Aloisius z browaru Engel.
Etykieta butelki przyciąga wzrok i cieszy oczy: widnieje na niej gruby, lekko wyłysiały anioł w locie, trzymający w dłoni kufel pienistego piwa. Wydaje się, że jest ona rysowana kredkami ołówkowymi. Sposob zamknięcia (metalowa nakrętka) również może wzbudzić zainteresowanie z tej racji, że niewiele piw jest w ten sposób zamykanych.
Piwo posiada ładny bursztynowy kolor. Podczas nalewania do pokala utworzyła się (zupełnie niepodobna do tej z etykiety) niska, biała piana, która niestety bardzo szybko opadła nie zostawiając po sobie nawet wyraźnego pierścienia wokół pokala. Ledwo udało mi się piwo sfotografować a już jej nie było. Podsumowując wrażenia wizualne: etykieta i kolor na duży plus, piana na minus.
Po otwarciu piwa i zbliżeniu nozdrzy do butelki dało się poczuć dość obiecującą co do bukietu woń. Już po przelaniu, wyczułem w pierwszej kolejności intensywny zapach słodu poganiany przez owocowe nuty. Po ociepleniu się piwa aromat nabrał znacząco na intensywności i do głosu doszedł przyjemny, winny zapach.
W smaku podobnie: od początku dało się wyczuć słód. Można było się doszukać lekkiej słodkości piwa ale była ona wnet przesłaniana goryczkową końcówką. Dużym plusem jest to, że tak przyjemny smak bardzo długo pozostaje w ustach. W miarę brania kolejnych łyków coraz bardziej oprócz słodu czuć było nuty owocowe. Po ociepleniu się piwa słód przybierał lekko palony smak. Piwo zostawia po sobie przyjemny, dość intensywny owocowo-winny posmak.
Ważną nauczką jaką wyniosłem z picia tego trunku jest to, że należy pozwolić aby piwo się bardziej ociepliło. Pośpiech jest w tym przypadku nie wskazany. Dało się to dosadnie poznać po zapachu, który z czasem stawał się wiele bardziej intensywny. Szkoda tylko, że opamiętałem się dopiero gdy w pokalu zostało ok 1/3 piwa. Jednak świadczy to jednocześnie o tym jak bardzo jest smaczne.
Mały minus natomiast przypisuję nasyceniu, które w mojej opinii mogłoby być mniejsze. Tragedii nie ma ale po wypiciu mam wrażenie lekkiego przesycenia.
Podsumowując: oprócz nasycenia i trwałości piany Engel Aloisius nie można niczego złego zarzucić. Piwo jest bardzo dobre zarówno ze względu na zapach jak i smak i pomimo ceny uważam, że warte jest spróbowania.
Ciekawostka: na stronach polskich browarów użytkownik pytany jest czy jest pełnoletni (tzn. czy ma skończone 18 lat) natomiast na stronie browaru Engel, użytkownik pytany jest czy ma powyżej 16 lat.
czwartek, 17 lutego 2011
Wells & Young's - Waggle Dance
Kolor: Bursztynowy, ciemno-złoty, miodowy, klarowne
Piana: Biała, dość niska ok 1.5 cm, szybko opada, jej resztki oblepiają kufel
Nasycenie: Niskie/średnie, przyjemnie się pije
Zapach: Przyjemny, całkiem intensywny ale nienarzucający się, słód, słodkawy: miód i karmel
Smak: Chmiel, goryczka, miód może gdzieś daleko w tle.
Opakowanie: Butelka przezroczysta 0.5 l, ładna etykieta z pszczołą oraz krawatka, na kontretykiecie podany skład
Moc: Alk 5%, nie ma podanego ekstraktu ale wg informacji w sieci wynosi on 12%
Cena: ok. 10 zł
Dawno nie pisałem o jakimś zagranicznym piwie. Dlatego też, wziąłem na warsztat angielskie piwo Waggle Dance spółki Wells & Young's.
Bardzo rzadko mam okazję pić jakiekolwiek piwo angielskie. Głównie przez ceny, ktore oscylują wokół kwoty 10 zł za butelkę 0.5 l. Do Waggle Dance podszedłem zatem z dużym entuzjazmem.
Waggle Dance to nazwa ruchu/tańca jaki wykonuje pszczoła w celu zawiadomienia swoich towarzyszy o miejscu w którym znajduje się źródło nektaru.
Etykieta butelki od razu rzuca się w oczy, przyjemny obrazek latającej pszczoły na tle ula. Piwo jest warzone z pomocą miodu stąd nazwa i etykieta.
Dzięki przezroczystej butelce można zobaczyć kolor piwa. A jest on bardzo ładny: bursztynowy, ciemno-złoty, miodowy - takie określenia przychodzą mi na myśl patrząc na kolor Waggle Dance. Po przelaniu piwa do kufla tworzy się niska, biała piana, niestety szybko opada ale zostawia delikatny dywanik a jej pozostałości oblepiają kufel.
Po walorach wzrokowych przyszedł czas na zapachowe. Zapach nie narzuca się ale nie miałem problemów z jego doszukaniem się. Na pierwszy plan wysuwa się miód z domieszką karmelu dopiero później po lekkim ociepleniu piwa doszedł słód.
Pora zatem na pierwszy łyk. I tutaj niespodzianka: po zapachu można było się spodziewać całkiem niezłej dawki miodu w smaku, natomiast nic takiego nie ma tu miejsca. Przede wszystkim dominuje chmiel z lekką goryczką.
W przeciwieństwie do zapachu, w smaku trudno jest się doszukać miodu, który przewija się gdzieś daleko w tle. Trochę jestem tym rozczarowany, bądź co bądż, na krawatce jest napisane, że jest to piwo miodowe. Potrafię zrozumieć, że takie piwo nie musi sprawiać wrażenia jakby się piło miód ale z całą pewnością można wymagać od niego trochę więcej niż to co dostajemy z Waggle Dance.
Nie chcę jednak powiedzieć, że jest to złe piwo, o nie. Jest ono bardzo dobre, tylko, że nie nazwałbym go miodowym. Goryczka jest delikatna a nasycenie określiłbym jako średnie. Picie go było dla mnie przyjemne, ale... No właśnie "ale"... Nie ważne jak bardzo byłoby to dobre piwo, zdecydowanie potrzeba tu więcej miodu. Choćby odrobinę więcej, tak aby nie było aż takiej rozbieżności między smakiem a zapachem a zyskałoby u mnie o wiele większe uznanie.
Podsumowując: gdyby Waggle Dance nie oceniać w kategorii piw miodowych to jest to solidne, bardzo dobre piwo, które pije się z przyjemnością. Natomiast jako piwo miodowe trzeba przyznać, że wypada dość blado i nie pozostaje nic innego jak poszukać czegoś rodzimej produkcji (a wybór jest nie mały).
Piana: Biała, dość niska ok 1.5 cm, szybko opada, jej resztki oblepiają kufel
Nasycenie: Niskie/średnie, przyjemnie się pije
Zapach: Przyjemny, całkiem intensywny ale nienarzucający się, słód, słodkawy: miód i karmel
Smak: Chmiel, goryczka, miód może gdzieś daleko w tle.
Opakowanie: Butelka przezroczysta 0.5 l, ładna etykieta z pszczołą oraz krawatka, na kontretykiecie podany skład
Moc: Alk 5%, nie ma podanego ekstraktu ale wg informacji w sieci wynosi on 12%
Cena: ok. 10 zł
Dawno nie pisałem o jakimś zagranicznym piwie. Dlatego też, wziąłem na warsztat angielskie piwo Waggle Dance spółki Wells & Young's.
Bardzo rzadko mam okazję pić jakiekolwiek piwo angielskie. Głównie przez ceny, ktore oscylują wokół kwoty 10 zł za butelkę 0.5 l. Do Waggle Dance podszedłem zatem z dużym entuzjazmem.
Waggle Dance to nazwa ruchu/tańca jaki wykonuje pszczoła w celu zawiadomienia swoich towarzyszy o miejscu w którym znajduje się źródło nektaru.
Etykieta butelki od razu rzuca się w oczy, przyjemny obrazek latającej pszczoły na tle ula. Piwo jest warzone z pomocą miodu stąd nazwa i etykieta.
Dzięki przezroczystej butelce można zobaczyć kolor piwa. A jest on bardzo ładny: bursztynowy, ciemno-złoty, miodowy - takie określenia przychodzą mi na myśl patrząc na kolor Waggle Dance. Po przelaniu piwa do kufla tworzy się niska, biała piana, niestety szybko opada ale zostawia delikatny dywanik a jej pozostałości oblepiają kufel.
Po walorach wzrokowych przyszedł czas na zapachowe. Zapach nie narzuca się ale nie miałem problemów z jego doszukaniem się. Na pierwszy plan wysuwa się miód z domieszką karmelu dopiero później po lekkim ociepleniu piwa doszedł słód.
Pora zatem na pierwszy łyk. I tutaj niespodzianka: po zapachu można było się spodziewać całkiem niezłej dawki miodu w smaku, natomiast nic takiego nie ma tu miejsca. Przede wszystkim dominuje chmiel z lekką goryczką.
W przeciwieństwie do zapachu, w smaku trudno jest się doszukać miodu, który przewija się gdzieś daleko w tle. Trochę jestem tym rozczarowany, bądź co bądż, na krawatce jest napisane, że jest to piwo miodowe. Potrafię zrozumieć, że takie piwo nie musi sprawiać wrażenia jakby się piło miód ale z całą pewnością można wymagać od niego trochę więcej niż to co dostajemy z Waggle Dance.
Nie chcę jednak powiedzieć, że jest to złe piwo, o nie. Jest ono bardzo dobre, tylko, że nie nazwałbym go miodowym. Goryczka jest delikatna a nasycenie określiłbym jako średnie. Picie go było dla mnie przyjemne, ale... No właśnie "ale"... Nie ważne jak bardzo byłoby to dobre piwo, zdecydowanie potrzeba tu więcej miodu. Choćby odrobinę więcej, tak aby nie było aż takiej rozbieżności między smakiem a zapachem a zyskałoby u mnie o wiele większe uznanie.
Podsumowując: gdyby Waggle Dance nie oceniać w kategorii piw miodowych to jest to solidne, bardzo dobre piwo, które pije się z przyjemnością. Natomiast jako piwo miodowe trzeba przyznać, że wypada dość blado i nie pozostaje nic innego jak poszukać czegoś rodzimej produkcji (a wybór jest nie mały).
wtorek, 25 stycznia 2011
Ciechan - Porter 22º
Kolor: czarna smoła, wbrew kontretykiecie nie jest klarowne
Piana: brązowa, niska, kremowa, szybko opada zostawiając pierścień
Nasycenie: niskie, przez co dobrze się pije
Zapach: dość intensywny, przewaga palonego aromatu i słodu, delikatnie czuć suszone śliwki
Smak: dość intensywny, wytrawny, gorzkawy ale nie wykrzywia, pierw palona kawa oraz gorzka czekolada później dochodzą orzechy, trochę kwaskowaty posmak, alkohol wyczuwalny w nikłych ilościach
Opakowanie: butelka 0.5l, brązowa, etykieta wkomponowuje się w serię Ciechana, kompozycja czarno-złota, na kontretykiecie podany skład
Moc: alkohol 9% obj., ekstrakt 22% wag.
Cena: ok. 5 zł
Po lekkim piwie Maciejowym przyszedł czas na kolejny, o wiele mocniejszy, produkt z Browaru Ciechan - Porter.
Z pewnością jest to piwo dla sympatyków gatunku. Tym dla których będzie to pierwsze spotkanie z porterami radzę ostrożność.
Portery charakteryzują się zazwyczaj dużą zawartością alkoholu (w tym przypadku jest to 9% obj.) oraz smakiem o wiele bardziej gorzkim od przeciętnych piw jasnych. W opisie smaku napisałem "gorzkawy ale nie wykrzywia", należy jednak traktować tę opinię z odpowiednim dystansem, ponieważ jest to moja (czyli osoby bardzo lubiącej portery) subiektywna opinia. Oznacza to, że kogoś może ta goryczka faktycznie wykrzywić lub wręcz odrzucić od tego piwa.
Z porterami tak jak i z piwami pszenicznymi lub miodowymi jest tak, że trzeba je lubić aby móc je docenić. A Porter Ciechanowski jest faktycznie wart docenienia. Zarówno zapach jak i smak są wręcz idealne. Jest tu to czego można się spodziewać po przednim przedstawicielu tego gatunku: spora intensywność oraz gorzko-palony aromat.
W zapachu oprócz słodu oraz wszechogarniającego palonego aromatu można doszukać się aromatu suszonych śliwek. Natomiast w smaku do oczywistej kawy dochodzi również gorzka czekolada, która wraz ze wzrostem temperatury piwa coraz bardziej się uwydatnia, pod koniec da się wyczuć smak orzechów. Po każdym łyku piwo zostawia trwały, gorzki i przyjemny smak.
Należy wspomnieć o niskim nasyceniu piwa, które nie powoduje uczucia pełności ani "nabuzowania". Z tego powodu piwo pije się z wielką przyjemnością. Alkohol co prawda jest wyczuwalny ale w bardzo nikłych ilościach. Zupełnie przezwyciężany jest przez pozostałe smaki oraz aromaty. Dodatkowo aby nie popadać w zbytnią gorycz serwowany nam jest lekko kwaskowaty posmak.
Na kontretykiecie widnieje informacja jakoby piwo było klarowne. Po nalaniu do pokala i dokładnym przyjrzeniu się, muszę stwierdzić, że tak nie jest. Piwo jest czarne jak smoła, podejrzewam że przez pokal z nalanym trunkiem można spoglądać na słońce bez jakiegokolwiek ryzyka uszczerbku na zdrowiu. Nie uznaję tego za wadę samą w sobie, lecz informacja na butelce wprowadza w błąd.
Minusem w przypadku tego portera jest trwałość piany. Niedługo po nalaniu opada i zostaje z niej jedynie pierścień wokół pokala. Szkoda, bo taka kremowa piana cieszy oraz smakuje i chciałoby się aby była bardziej trwała.
Czy, tak jak według kontretykiety, jest to "najlepszy porter jaki w życiu piłem"? Na obecny stan odpowiedź jest pozytywna. Nie popadam jednak w hurraoptymizm, bo uważam, że wciąż zbyt mało różnych porterów skosztowałem aby z pełną świadomością to potwierdzić lub temu zaprzeczyć. Ciechan Porter na pewno zawiesił poprzeczkę wysoko i myślę, że jest to solidny punkt odniesienia przy testowaniu innych. Być może okaże się nie być najlepszym, ale jest naprawdę przednim, smacznym i godnym polecenia porterem. Mam nadzieję, że browar nie ograniczy się jedynie do limitowanej edycji.
Piana: brązowa, niska, kremowa, szybko opada zostawiając pierścień
Nasycenie: niskie, przez co dobrze się pije
Zapach: dość intensywny, przewaga palonego aromatu i słodu, delikatnie czuć suszone śliwki
Smak: dość intensywny, wytrawny, gorzkawy ale nie wykrzywia, pierw palona kawa oraz gorzka czekolada później dochodzą orzechy, trochę kwaskowaty posmak, alkohol wyczuwalny w nikłych ilościach
Opakowanie: butelka 0.5l, brązowa, etykieta wkomponowuje się w serię Ciechana, kompozycja czarno-złota, na kontretykiecie podany skład
Moc: alkohol 9% obj., ekstrakt 22% wag.
Cena: ok. 5 zł
Po lekkim piwie Maciejowym przyszedł czas na kolejny, o wiele mocniejszy, produkt z Browaru Ciechan - Porter.
Z pewnością jest to piwo dla sympatyków gatunku. Tym dla których będzie to pierwsze spotkanie z porterami radzę ostrożność.
Portery charakteryzują się zazwyczaj dużą zawartością alkoholu (w tym przypadku jest to 9% obj.) oraz smakiem o wiele bardziej gorzkim od przeciętnych piw jasnych. W opisie smaku napisałem "gorzkawy ale nie wykrzywia", należy jednak traktować tę opinię z odpowiednim dystansem, ponieważ jest to moja (czyli osoby bardzo lubiącej portery) subiektywna opinia. Oznacza to, że kogoś może ta goryczka faktycznie wykrzywić lub wręcz odrzucić od tego piwa.
Z porterami tak jak i z piwami pszenicznymi lub miodowymi jest tak, że trzeba je lubić aby móc je docenić. A Porter Ciechanowski jest faktycznie wart docenienia. Zarówno zapach jak i smak są wręcz idealne. Jest tu to czego można się spodziewać po przednim przedstawicielu tego gatunku: spora intensywność oraz gorzko-palony aromat.
W zapachu oprócz słodu oraz wszechogarniającego palonego aromatu można doszukać się aromatu suszonych śliwek. Natomiast w smaku do oczywistej kawy dochodzi również gorzka czekolada, która wraz ze wzrostem temperatury piwa coraz bardziej się uwydatnia, pod koniec da się wyczuć smak orzechów. Po każdym łyku piwo zostawia trwały, gorzki i przyjemny smak.
Należy wspomnieć o niskim nasyceniu piwa, które nie powoduje uczucia pełności ani "nabuzowania". Z tego powodu piwo pije się z wielką przyjemnością. Alkohol co prawda jest wyczuwalny ale w bardzo nikłych ilościach. Zupełnie przezwyciężany jest przez pozostałe smaki oraz aromaty. Dodatkowo aby nie popadać w zbytnią gorycz serwowany nam jest lekko kwaskowaty posmak.
Na kontretykiecie widnieje informacja jakoby piwo było klarowne. Po nalaniu do pokala i dokładnym przyjrzeniu się, muszę stwierdzić, że tak nie jest. Piwo jest czarne jak smoła, podejrzewam że przez pokal z nalanym trunkiem można spoglądać na słońce bez jakiegokolwiek ryzyka uszczerbku na zdrowiu. Nie uznaję tego za wadę samą w sobie, lecz informacja na butelce wprowadza w błąd.
Minusem w przypadku tego portera jest trwałość piany. Niedługo po nalaniu opada i zostaje z niej jedynie pierścień wokół pokala. Szkoda, bo taka kremowa piana cieszy oraz smakuje i chciałoby się aby była bardziej trwała.
Czy, tak jak według kontretykiety, jest to "najlepszy porter jaki w życiu piłem"? Na obecny stan odpowiedź jest pozytywna. Nie popadam jednak w hurraoptymizm, bo uważam, że wciąż zbyt mało różnych porterów skosztowałem aby z pełną świadomością to potwierdzić lub temu zaprzeczyć. Ciechan Porter na pewno zawiesił poprzeczkę wysoko i myślę, że jest to solidny punkt odniesienia przy testowaniu innych. Być może okaże się nie być najlepszym, ale jest naprawdę przednim, smacznym i godnym polecenia porterem. Mam nadzieję, że browar nie ograniczy się jedynie do limitowanej edycji.
poniedziałek, 24 stycznia 2011
Bracki Browar Zamkowy - Brackie Mastne
Kolor: bursztynowy, klarowny
Piana: z początku wysoka, z czasem opada pozostawiając dziurawy dywanik, który pozostaje do końca
Nasycenie: ciut za duże, tragedii nie ma: nie wychodzi "nosem" ale mogłoby być odrobinę niższe
Zapach: świeży, słodowy, przeważa słód pszeniczny
Smak: podobnie jak w przypadku zapachu: wyczuwa się słody z czego na pierwszym miejscu pszeniczny, niestety posiada również posmak metaliczności
Opakowanie: butelka brązowa 0.5l, etykieta w stylu "retro", całkiem ładna, na kontretykiecie podany skład
Moc: alkohol 5.8% obj., ekstrakt 13% wag.
Cena: w tym samym sklepie raz kupione za 4,29 zł a innym razem za 4,59 zł
Brackie Mastne to piwo górnej fermentacji uwarzone z okazji obchodów 1200-lecia Cieszyna przez Bracki Browar Zamkowy dla Grupy Żywiec S.A.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem to piwo (było to w markecie E.Leclerc w Lublinie przy ul. Tomasza Zana) od razu rzuciła mi się w oczy etykieta oraz to, że większość boku regału była przeznaczona tylko dla niego. Kupiłem butelkę z ciekawości, którą zwiększyła informacja, że piwo jest wytworem Grupy Żywiec. Piwo wypiłem z wielkim smakiem i byłem nim zauroczony: wreszcie któryś z koncernów wypuścił produkt wyróżniający się!
Bardzo mocno wyczułem słód pszeniczny, stąd moja ekscytacja tym piwem. Jak się miało później okazać było to jedynie chwilowe zauroczenie. Przy kolejnych butelkach oprócz słodu wyczuwalna była nuta metaliczności, co psuło ogólną ocenę. Postanowiłem dać sobie trochę czasu do kolejnego podejścia do Mastnego.
Niestety, przy kolejnej otwartej butelce już za pierwszym łykiem dało się czuć sporą dawkę żelaza. Co prawda z kolejnymi łykami metaliczności czuło się mniej. Może to ze względu na ocieplanie się piwa albo przez przyzwyczajenie się do tego posmaku.
Zastanawiające jest żródło pochodzenia takiego metalicznego posmaku. Jednym z nich może być słaba jakość chmielu, innym zawartość żelaza w wodzie wykorzystywanej do jego produkcji. Na forum browar.biz dowiedziałem się o ciekawym sposobie sprawdzenia czy za metaliczność odpowiedzialna jest woda: należy umoczyć palec w piwie a następnie rozetrzeć go na swoim ciele, np. na przedramieniu, potem trzeba powąchać to miejsce i jeśli poczujemy metal wówczas woda posiada dużą ilość żelaza. Jeśli tak nie jest to posmak metaliczności nie jest zawdzięczany wodzie.
Wykonałem ten test i faktycznie poczułem wyraźny zapach metalu. Problem z wodą potwierdza również piwowar z Cieszyna. Wg informacji od niego w browarze nie ma mechanizmu uzdatniania wody. Żelazo jest obecne w sporej ilości w wodzie, która doprowadzana jest do browaru a należy też dodać żelazo dochodzące na prawie każdym etapie procesu.
Wielka szkoda, myślałem że w końcu coś ciekawego powstało w Grupie Żywiec (wyjątkiem jest Żywiec Porter) ale ostatecznie jestem rozczarowany.
Brackie Mastne jest piwem warzonym okazjonalnie. Z tego powodu wnioskuję, że niedługo zniknie z półek sklepowych. Osobiście uważam, że do czasu uporania się browaru z problemem uzdatniania wody, nie mam powodów aby znów siegnąć po to piwo. I każdy kto je spróbował również nie powinien ich mieć.
Ostatnia uwaga: nie należy mylić Brackiego Browaru Zamkowego w Cieszynie z Browarem Ciechan z Ciechanowa!
Piana: z początku wysoka, z czasem opada pozostawiając dziurawy dywanik, który pozostaje do końca
Nasycenie: ciut za duże, tragedii nie ma: nie wychodzi "nosem" ale mogłoby być odrobinę niższe
Zapach: świeży, słodowy, przeważa słód pszeniczny
Smak: podobnie jak w przypadku zapachu: wyczuwa się słody z czego na pierwszym miejscu pszeniczny, niestety posiada również posmak metaliczności
Opakowanie: butelka brązowa 0.5l, etykieta w stylu "retro", całkiem ładna, na kontretykiecie podany skład
Moc: alkohol 5.8% obj., ekstrakt 13% wag.
Cena: w tym samym sklepie raz kupione za 4,29 zł a innym razem za 4,59 zł
Brackie Mastne to piwo górnej fermentacji uwarzone z okazji obchodów 1200-lecia Cieszyna przez Bracki Browar Zamkowy dla Grupy Żywiec S.A.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem to piwo (było to w markecie E.Leclerc w Lublinie przy ul. Tomasza Zana) od razu rzuciła mi się w oczy etykieta oraz to, że większość boku regału była przeznaczona tylko dla niego. Kupiłem butelkę z ciekawości, którą zwiększyła informacja, że piwo jest wytworem Grupy Żywiec. Piwo wypiłem z wielkim smakiem i byłem nim zauroczony: wreszcie któryś z koncernów wypuścił produkt wyróżniający się!
Bardzo mocno wyczułem słód pszeniczny, stąd moja ekscytacja tym piwem. Jak się miało później okazać było to jedynie chwilowe zauroczenie. Przy kolejnych butelkach oprócz słodu wyczuwalna była nuta metaliczności, co psuło ogólną ocenę. Postanowiłem dać sobie trochę czasu do kolejnego podejścia do Mastnego.
Niestety, przy kolejnej otwartej butelce już za pierwszym łykiem dało się czuć sporą dawkę żelaza. Co prawda z kolejnymi łykami metaliczności czuło się mniej. Może to ze względu na ocieplanie się piwa albo przez przyzwyczajenie się do tego posmaku.
Zastanawiające jest żródło pochodzenia takiego metalicznego posmaku. Jednym z nich może być słaba jakość chmielu, innym zawartość żelaza w wodzie wykorzystywanej do jego produkcji. Na forum browar.biz dowiedziałem się o ciekawym sposobie sprawdzenia czy za metaliczność odpowiedzialna jest woda: należy umoczyć palec w piwie a następnie rozetrzeć go na swoim ciele, np. na przedramieniu, potem trzeba powąchać to miejsce i jeśli poczujemy metal wówczas woda posiada dużą ilość żelaza. Jeśli tak nie jest to posmak metaliczności nie jest zawdzięczany wodzie.
Wykonałem ten test i faktycznie poczułem wyraźny zapach metalu. Problem z wodą potwierdza również piwowar z Cieszyna. Wg informacji od niego w browarze nie ma mechanizmu uzdatniania wody. Żelazo jest obecne w sporej ilości w wodzie, która doprowadzana jest do browaru a należy też dodać żelazo dochodzące na prawie każdym etapie procesu.
Wielka szkoda, myślałem że w końcu coś ciekawego powstało w Grupie Żywiec (wyjątkiem jest Żywiec Porter) ale ostatecznie jestem rozczarowany.
Brackie Mastne jest piwem warzonym okazjonalnie. Z tego powodu wnioskuję, że niedługo zniknie z półek sklepowych. Osobiście uważam, że do czasu uporania się browaru z problemem uzdatniania wody, nie mam powodów aby znów siegnąć po to piwo. I każdy kto je spróbował również nie powinien ich mieć.
Ostatnia uwaga: nie należy mylić Brackiego Browaru Zamkowego w Cieszynie z Browarem Ciechan z Ciechanowa!
Subskrybuj:
Posty (Atom)